Work-Life w Tech

Stres w pracy nauczyciela – nieznane wyzwania zawodu

Gdyby ktoś zapytał mnie rok temu, jakie zawody uważam za najbardziej stresujące, pewnie wymieniłbym chirurga, strażaka albo mojego CFO podczas comiesięcznego raportowania burn rate. Ale po kilku miesiącach obserwacji systemu edukacji (i próbach pomocy w jego cyfryzacji) doszedłem do wniosku, że nauczyciel to zawód, który łączy w sobie stres dyrektora generalnego, odpowiedzialność neurochirurga i wynagrodzenie… no właśnie, lepiej nie porównywać. I to wszystko przy zerowym budżecie na rozwój i kulturę organizacyjną.

Nie tylko lekcje – czyli dlaczego nauczyciel to menedżer projektu w przebraniu

Wyobraźcie sobie prowadzenie 5 różnych projektów jednocześnie (klasy), gdzie każdy ma innych interesariuszy (rodziców), wymagania (podstawa programowa) i deadline’y (sprawdziany). Do tego musicie zarządzić zespołem (uczniami), który w 30% nie chce tam być, w 40% marzy o zwolnieniu, a reszta ma ADHD. I codziennie musicie prezentować wyniki przed radą nadzorczą (dyrekcją). Brzmi jak koszmar korporacyjny? Witajcie w świecie nauczyciela.

Niewidzialne obowiązki

  • Administracja: 42% czasu pracy to nie lekcje, a papierologia. W NexTech mamy cały dział do tego, nauczyciele – Excela i modlitwę.
  • Ewaluacja: 150 wypracowań do sprawdzenia w weekend? W korporacji nazywamy to crunch time i płacimy za nadgodziny.
  • Mediacje: Rozwiązywanie konfliktów między uczniami to jak HR na steroidach, tylko bez szkoleń z komunikacji.

Presja 360 stopni – kto tak naprawdę ocenia nauczyciela?

Strona Oczekiwania Konsekwencje niezadowolenia
Uczniowie Zajęcia jak TED Talk, oceny jak w McDonald’s Niska frekwencja, problemy z dyscypliną
Rodzice Indywidualne podejście do ich dziecka (tylko ich!) Skargi do dyrekcji, negatywne opinie
Dyrekcja Wyniki egzaminów, projekty, innowacje Niskie oceny pracy, brak awansu
Ministerstwo Realizacja podstawy programowej Kontrola, sankcje

W biznesie nazywamy to „konfliktem interesów”. W edukacji – codziennością. I nie, nie ma OKR-ów które to spią w logiczną całość.

Technologiczna przepaść – dlaczego cyfryzacja szkół to nie tylko tablety

W mojej firmie nowy software wdrażamy w 3 miesiące. W szkołach dzienniki elektroniczne budzą emocje jak rewolucja przemysłowa. Problem nie leży w braku sprzętu (choć to też), ale w:

  • Brakach szkoleniowych: 68% nauczycieli deklaruje, że nie otrzymało odpowiedniego przeszkolenia do narzędzi cyfrowych
  • Przestarzałych procedurach: Część dokumentów musi być w formie papierowej „bo tak”
  • Oporze mentalnym: Nie chodzi o wiek, a o brak czasu i energii na naukę nowych systemów

Ironiczne jest to, że przygotowujemy młodzież do przyszłości, używając metod sprzed pół wieku. Jakbyśmy w NexTech kodowali na maszynach do pisania.

Work-life imbalance – czyli dlaczego nauczyciel nigdy nie ma wolnego

W startupie mówimy „work hard, play hard”. W edukacji to raczej „work always”. Sprawdźmy dlaczego:

Niewidzialne godziny

Lekcje to wierzchołek góry lodowej. Prawdziwa praca dzieje się:
– Wieczorami (sprawdzanie prac)
– Weekendami (przygotowanie materiałów)
– Wakacjami (kursy doszkalające)

W biznesie nazywamy to „patologiczną kulturą nadgodzin”. W oświacie – „powołaniem”.

Jak moglibyśmy pomóc? 3 startupowe rozwiązania dla systemu

Nie wystarczy narzekać. Oto konkretne pomysły, które mogłyby odciążyć nauczycieli:

  1. Asystenci AI: Automatyzacja sprawdzania testów i administracji. Koszt? Ułamek pensji zastępczych.
  2. Platformy współpracy: Dzielenie się materiałami między nauczycielami jak open-source’owy kod.
  3. Mental health benefits: Terapia w pakiecie medycznym, nie jako powód do wstydu.

Bo jeśli potrafimy stworzyć aplikację do zamawiania kebaba w 3 kliknięciach, to dlaczego nie możemy odciążyć ludzi kształtujących przyszłe pokolenia?

Podsumowanie: Czego biznes może nauczyć się od nauczycieli?

Po tej analizie zaczynam doceniać, że w biznesie przynajmniej:
1. Widać bezpośredni związek między wydajnością a zarobkami
2. Można zwolnić toksycznych „klientów” (w ich przypadku – uczniów)
3. Budżet na rozwój to nie abstrakcja

Nauczyciele to jedyni „menadżerowie”, którzy codziennie prowadzą stand-upy dla 30-osobowych zespołów, bez scrum mastera i kawy z ekspresu. Może czas zacząć traktować ich jak profesjonalistów, a nie misjonarzy?

PS. Jeśli któryś z moich menedżerów narzeka na stres, od teraz wysyłam go na tydzień zastępstw do liceum. Działa lepiej niż każdy coaching.