Czy standupy są jeszcze potrzebne?
Odpowiedź brzmi: to zależy. Tak jak z jogurtem w lodówce – jeśli jest świeży i wartościowy, świetnie. Jeśli pleśnieje od tygodni, czas go wyrzucić. Standupy, te codzienne, 15-minutowe rytuały, w których zespół dzieli się postępami, mogą być potężnym narzędziem synchronizacji lub stratą czasu, która irytuje nawet najbardziej cierpliwych developerów. Klucz leży w ich wykonaniu, a nie w samym fakcie istnienia.
Standupy: narzędzie czy religia?
Kiedyś, dawno temu, w świecie, gdzie Agile był świeżym pomysłem, a nie korporacyjnym fetyszem, standupy miały sens. Miały być szybkie, konkretne i pomagać zespołom w identyfikowaniu blokad. Dziś? Często zamieniają się w teatr jednoosobowych prezentacji, gdzie każdy mówi więcej niż powinien, a wszyscy innie sprawdzają maile. Jeśli Twój standup trwa dłużej niż serial na Netflixie, coś poszło nie tak.
Dlaczego standupy umierają (w złych firmach)
- Stały się celem samym w sobie – zamiast pomagać, są odhaczane jak kolejny punkt checklisty.
- Zbyt długie i nieefektywne – 15 minut zamienia się w 45, a nikt nie wie, o co tak naprawdę chodzi.
- Brakuje akcji po spotkaniu – jeśli problemy są zgłaszane, ale nikt ich nie rozwiązuje, standup traci sens.
- Presja mówienia „czegoś mądrego” – ludzie wymyślają problemy, żeby tylko nie wyjść na leni.
Jak sprawić, by standupy znów miały sens?
Nie chodzi o to, żeby je całkowicie porzucić, ale żeby zrobić z nich narzędzie, a nie przymus. Oto kilka sposobów:
1. Trzymaj się zasad (naprawdę)
Standup to nie jest miejsce na debatę, prezentację ani rozwiązywanie problemów. To ma być szybka synchronizacja. Jeśli coś wymaga głębszej dyskusji – zrób osobne spotkanie. Klasyczne pytania:
- Co zrobiłem wczoraj?
- Co robię dziś?
- Czy coś mnie blokuje?
I koniec. Bez dodatkowych wątków. Bez „a propos”. Bez „szybkiego pytania”.
2. Stój (dosłownie)
Nazwa „standup” nie wzięła się znikąd. Jeśli wszyscy siedzą, spotkanie automatycznie się wydłuża. Stojąc, ludzie mają naturalną tendencję do skracania wypowiedzi. Testowane na 50+ zespołach – działa.
3. Rotuj prowadzącego
Jeśli zawsze tę samą osobę nudzi prowadzenie, standup staje się mechaniczny. Rotacja sprawia, że każdy czuje odpowiedzialność za utrzymanie dyscypliny czasowej.
4. Mierz efektywność
Zbieraj dane:
Metryka | Cel |
---|---|
Czas trwania | <15 min |
Liczba rozwiązywanych blokad | >80% zgłoszonych |
Zaangażowanie zespołu | Większość aktywna, nie tylko słucha |
Jeśli standupy nie spełniają tych metryk, trzeba je zmienić lub… porzucić.
Alternatywy dla klasycznego standupu
Jeśli Twój zespół pracuje zdalnie, hybrydowo lub po prostu nienawidzi standupów, są inne opcje:
1. Async standup (Slack, Teams, Notion)
Zamiast spotkania – każdy pisze w wątku trzy punkty przed rozpoczęciem pracy. Zalety:
- Można przeczytać, kiedy ma się czas.
- Brak presji czasu.
- Jasna dokumentacja postępów.
2. Kanban zamiast gadania
Dobrze zarządzany Kanban (np. w Jira lub Trello) pokazuje, kto nad czym pracuje. Jeśli tablica jest aktualna, standup może być zbędny.
3. „Spotkania tylko wtedy, gdy trzeba”
Niektóre zespoły spotykają się tylko wtedy, gdy ktoś zgłosi blokadę. Reszta czasu? Każdy pracuje w swoim tempie.
Kiedy standupy mają sens?
Nie jestem ich wrogiem. Mogą działać, jeśli:
- Zespół jest mały (5-8 osób).
- Projekt jest dynamiczny (dużo zmian dziennie).
- Jest realne zaangażowanie w rozwiązywanie blokad.
- Nie stają się obowiązkowym rytuałem bez celu.
Podsumowanie: standupy tak, ale nie zawsze
Standupy nie są złe same w sobie – złe jest ich bezmyślne stosowanie. Jeśli Twój zespół traktuje je jak męczarnię, czas na zmiany. Jeśli działają – świetnie. Pamiętaj tylko, że w biznesie chodzi o efekty, a nie o odhaczanie spotkań. Jak mawiał pewien mądry człowiek: „Jeśli coś nie przynosi wartości, przestań to robić. Nawet jeśli wszyscy wokół mówią, że 'tak się po prostu robi'”.
Related Articles:

Cześć, jestem Tomasz Nowak – CEO i współzałożyciel NexTech Solutions, globalnego startupu technologicznego, który z 3-osobowego zespołu rozrósł się do ponad 200 pracowników w 7 krajach.
Kim jestem?
Mam 35 lat i od 12 lat działam w branży technologicznej, w tym od 5 lat jako CEO. Z wykształcenia jestem magistrem informatyki (Politechnika Warszawska), ukończyłem również MBA na INSEAD, ale moim prawdziwym uniwersytetem był proces budowania firmy od zera do globalnego zasięgu.
Wierzę w podejmowanie decyzji w oparciu o dane, nie intuicję. Cenię sobie bezpośrednią komunikację i transparentność – zarówno w relacjach z zespołem, jak i na tym blogu. Jestem pragmatycznym wizjonerem – potrafię marzyć o wielkich rzeczach, ale zawsze z planem realizacji w ręku.
Moje wartości
- Transparentność i uczciwość – fundamenty każdego trwałego biznesu
- Innowacyjność – nie jako modne hasło, ale codzienna praktyka
- Kultura organizacyjna oparta na odpowiedzialności i autonomii
- Rozwój pracowników jako klucz do sukcesu firmy
- Globalne myślenie od pierwszego dnia działalności
Poza biznesem
Wstaję codziennie o 5:30, by zacząć dzień od medytacji i treningu. Mimo intensywnego grafiku (ponad 50 lotów biznesowych rocznie), staram się utrzymywać work-life balance. Biegam w triatlonach, gram w tenisa i jestem aktywnym mentorem dla młodych przedsiębiorców.
Najważniejsza rola w moim życiu? Ojciec dwójki dzieci, dla których staram się być obecny mimo wymagającego biznesu.
Dlaczego ten blog?
„Strona Szefa” to moja przestrzeń do dzielenia się praktyczną wiedzą z zakresu zarządzania i budowania globalnego biznesu. Bez korporacyjnego żargonu, bez pustych frazesów, za to z konkretnymi przykładami i danymi.
Piszę zarówno o sukcesach, jak i porażkach – bo to z tych drugich płyną najcenniejsze lekcje. Jak mawiamy w zespole: „Nie ma nieudanych projektów, są tylko eksperymenty z nieoczekiwanymi rezultatami.”
Jeśli szukasz praktycznej wiedzy o budowaniu startupu, zarządzaniu zespołem w szybko rosnącej firmie i skalowaniu biznesu na globalną skalę – jesteś we właściwym miejscu.